Strona:Karol May - Yuma Shetar.djvu/100

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

ich wrogowie, mogli się wojownicy Yuma obudzić; nasi przygotowali się do walki w zupełności. Trzeba było jeszcze umieścić w bezpiecznem miejscu pojmanych strażników. Byli ogłuszeni, lecz poczynali się już otrząsać z odrętwienia. Nasi Mimbrenjowie, aczkolwiek tędzy mężczyźni, nie mogli sobie jakoś dać rady z krępowaniem jeńców; siedzieli przy nich, grożąc nożami, by zmusić ich do milczenia. Musiałem pomóc przy wiązaniu jeńcom dłoni na plecach. Sznurów było dosyć, gdyż strażnicy mieli swoje lassa. Zagroziłem Yuma śmiercią, jeśli odważą odezwać się słowem, i zmusiłem ich, by poszli za mną. Nie opierali się, nie mogąc bronić i obawiając rewolweru, błyszczącego w mojej dłoni.
Doszliśmy wreszcie do południowej części lasu, gdzie leżał wódz Yuma wraz z pozostałymi jeńcami pod strażą pięciu Mimbrenjów. Prawdopodobnie był zdumiony i wściekły, że znowu sprowadziłem dwóch jego wojowników, lecz nie odezwał się ani słowem. Szło mi o to, aby mu dowieść, że okrążyliśmy Yuma i że żadnemu z nich nie uda się przedostać przez nasz łańcuch. Musiałem zatem pokazać wodzowi nasze pozycje; dlatego odwiązałem rzemienie, krępujące mu nogi, aby mógł pójść za mną. Natomiast ze zdwojoną mocą skrępowałem jego ramiona, pomimo zranionej ręki, i umocowałem wokoło pasa rzemień, drugi koniec przywiązałem do mojego i rzekłem:
— Wielkie Usta na pewno tęskni za swoim obozem; niech pójdzie za mną, a ujrzy go.
Obrzucił mię wzrokiem, w którym malowało się radosne zdziwienie; zapewne pomyślał w pierwszej chwili, te jego poprzedni apel do mojego chrześcijańskiego su-

100