Strona:Karol May - Walka o Meksyk.djvu/44

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

wy. Wszedł. Siedzący w pokoju wartownik spojrzał nań ze zdumieniem.
— Kim jesteście? Czego chcecie? Jakżeście się tu dostali? — zapytał, zrywając się z miejsca.
— Nie przerażajcie się — odparł Kurt — Nic złego nie zamyślam. Przebywam u Manfreda, bratanka doktora Hilaria. Do kogo należy w nieobecności doktora Hilaria opieka nad chorymi?
— Do dwóch pozostałych lekarzy.
— Który z nich ma dziś w nocy dyżur?
— Sennor Menucio.
— Zbudźcie go w tej chwili!
— Czy w bardzo ważnej sprawie? Bo jedyne w takim wypadku wolno mi budzić.
— Sprawa bardzo ważna. Zameldujcie cudzoziemskiego oficera.
Wartownik wrócił po chwili i zaprowadził Kurta do lekarza. Lekarz ubrany w szlafrok, był w nienajlepszym humorze.
— Czy sprawa tak nagląca, że musiał mnie pan obudzić? — mruknął.
— Rzecz jest zwłaszcza dla pana bardzo niebezpieczna.
— Dla mnie? Sennor, nie jestem usposobiony do żartów!
— Ja również nie. Przyszedłem, by pana poprosić do całego szeregu chorych.
— Gdzież tu niebezpieczeństwo dla mnie?
— A jednak tak jest. Czy zbrodnicza działalność doktora Hilaria jest panu wcale nieznana?

40