Strona:Karol May - Walka o Meksyk.djvu/152

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

nym nożem i, dopadłszy w korytarzu wartownika, przebił mu serce. Pozostali dwaj rzucili się na mnie, związali, skneblowali i rzucili na ziemię. Oto wszystko, co mogę powiedzieć. Istna to dla mnie zagadka, w jaki sposób jeńcy uwolnili się od więzów i skąd Landola dostał nóż.
Wartownik zameldował o wypadku majorowi, który obsadził klasztor. Zjawił się po upływie pięciu minut wraz z don Fernandem, Marianem, strzelcem Grandeprisem, kapitanem Ungerem i Mindrellem, których ucieczka zbrodniarzy najżywiej poruszyła.
Grandeprise zaczął przeszukiwać celę, nie znalazł jednak nic, co mogłoby się przyczynić do wykrycia zagadki. Kiwając głową, rzekł do majora:
— Sądzi pan, sennor, że jeńcy mogli ujść bez pomocy osoby postronnej?
— Uważam to za wykluczone.
— Słusznie. Proszę w takim razie o aresztowanie człowieka, którego znaleziono w celi związanego i skneblowanego. Mam mocne podejrzenie, że dopomógł jeńcom do ucieczki.
— Jakież są podstawy tego podejrzenia?
— Jest ich kilka. Powiedział pan sam, że jeńcy nie mogli uciec bez obcej pomocy. Wchodzić więc mogą w rachubę tylko dwie osoby — wartownik i człowiek, który w ostatnich dniach nosił jeńcom żywność. Nie mógł to być nikt inny, gdyż wobec tego, że wyjścia są pilnie strzeżone, nikt nie miał tutaj dostępu. Dlaczego zbiegowie wartownika zamordowali, a tamtego jedynie obezwładnili? Przecież tylko dlatego, że cieszył się ich względami.

148