Strona:Karol May - Walka o Meksyk.djvu/123

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

rzędziem w rękach wrogów Waszej Cesarskiej Mości; że byłoby bardzo wskazane relacyj jego słuchać z rezerwą.
— Rozumiem. Juarez obawia się runąć. Dlatego nie chce mnie schwytać i nakłania do ucieczki.
Cesarz wypowiedział te słowa obrażonym tonem.
Kurt odparł spokojnie:
— Oświadczam pod słowem honoru, że Juarez napisał tych kilka słów, które miałem zaszczyt przedłożyć Waszej Cesarskiej Mości, nie dla jakiejś spekulacji, a wyłącznie pod wpływem naszych próśb oraz głosu swego serca. Ludzie tego pokroju, co Juarez, nie uprawiają kabały. Ludzi, tak mocnych, tak niezachwianych zasad, jak Zapoteka, można zwyciężyć, zgładzić, ale nie można przypisywać im pospolitych matactw. Juarez wie, do czego dąży, i zdaje sobie sprawę, że cel swój osiągnie. Skoro podczas tytanicznej walki wyjawia na chwilę, że w sercu jego mieszka nietylko godna podziwu siła, lecz i szlachetne uczucie, należy je uznać i zaufać jego szczerości.
Po tych słowach Kurt skłonił się i wyszedł.
Cesarz nie zdawał sobie sprawy z tego, co uczynił. Zapomniał zapytać, czy Kurt pozostanie w Querataro, czy też opuści miasto. Zapomniał również, że ze względów politycznych należałoby ograniczyć wolność osobistą człowieka, który widział wnętrze miasta i może wszystko zdradzić Juarezowi. Myślał tylko o ostatnich słowach Kurta. Brzmiały mu w uchu, jak daleki grzmot. Ale zmarnował lekkomyślnie sposobność ratunku. — —
Kurta ogarnęło przygnębienie, nie chciało mu się

119