Strona:Karol May - W wąwozach Bałkanu.djvu/462

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.
—   436   —

wprawdzie obcy i przyjechałem właśnie dopiero, lecz mam nadzieję, że ci będę mógł służyć.
— I dasz mi środek przeciwko rwaniu?
— Nie potrzebuję ci go dawać. Sama go sobie przyniesiesz. Czy wiesz, co to jest brzoza?
— Tak, całkiem dobrze.
— Czy rosną tu te drzewa?
— Nie dużo, ale można je znaleźć.
— Liście z tego drzewa, to najlepszy środek na twe cierpienia.
— Czy to być może? Liście brzozowe mają być skuteczne przeciwko tej bolesnej chorobie?
— Tak, jak mówię. Doświadczyłem tego na sobie. Są dzikie ludy, które nie mają lekarzy, a leczą choroby takimi zwyczajnymi środkami. Od nich dowiedziałem się, że liście brzozowe usuwają reumatyzm. Gdy sam potem na to cierpiałem, spróbowałem tego środka i przekonałem się, że jest doskonały
— A jak się tego używa?
— Trzeba na deszcz zaczekać. Potem zrywa się liście z gałęzi ręką tak, żeby całkiem mokre zostały i niesie się je prędko do domu, bo nie powinny wyschnąć. Potem okrywa się niemi chorą część ciała i kładzie się do łóżka. Jeśli nogi są słabe, wtyka się je do worka, napełnionego liśćmi i przywiązuje go się na biodrach. Niebawem się zasypia, a w śnie występują poty. Dlatego trzeba się nakryć starannie. Pot chorej części ciała i woda z liści spływają poprostu z okrycia. Śpi się długo i mocno. Po zbudzeniu wstaje się z uczuciem, że choroba jeśli była tylko lekka, zniknęła. W ciężkich, jak twój, przypadkach należy powtarzać owijanie.
Kobieta przysłuchiwała się uważnie, poczem spytała:
— Czy nie można przynieść liści bez deszczu i namoczyć potem w wodzie?
— Nie. Tak nie skutkuje. Ale to kuracya wyczerpująca, więc nie powinnaś przed nią cierpieć głodu.
Spuściła, głowę ze smutkiem.