Strona:Karol May - W wąwozach Bałkanu.djvu/378

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.
—   354   —

jeszcze musisz uwzględnić, że twierdzili, iż jadą z Menliku i zdążają do Doiran. Prosta droga z pierwszej do drugiej miejscowości prowadzi dalej na południowy zachód przez góry Sultanica. Oni natomiast jechali najpierw na zachód, aby stąd znowu skręcić prosto na południe. Opisali więc półkole blizko dwu mil średnicy. Kto jednak ucieka i musi koni oszczędzać, nie nakłada sobie sześciu godzin drogi.
Gospodarz obrzucił mnie badawczem spojrzeniem.
— Effendi — rzekł — czy rzeczywiście jesteś chrześcijanin?
— Tak, czemu pytasz o to?
— Gdybyś nie był chrześcijaninem, myślałbym, że jesteś urzędnikiem policyjnym.
— Są przecież kawasi, którzy nie są muzułmanami.
— Nie byłbyś zwykłym kawasem, lecz jednym z wysokich cabtieh; a do nich, o ile mi wiadomo, nie przyjmują chrześcijan.
— Czemu masz taką ochotę uważać mnie za urzędnika policyjnego?
— Twoja osoba nadaje się do tego, a mówisz, jak człowiek, który wie wszystko dokładnie, zanim mu tosamo powiedziano. Towarzysze twoi odpowiadają także mojemu wyobrażeniu o kawasach. Przypatrz się tym obu! — Wskazał przytem na Oskę i Omara. — Jak poważnie i z naciskiem oni spozierają! Godność ich powołania na twarzy im wypisana. A ten mały! — wskazał na hadżego Halefa Omara. — Czy nie wygląda on jak wcielona cabtieh? Te przebiegłe oczy, ten chytry uśmiech! Czy nie robi on wrażenia, że mógłby cały świat zaaresztować, gdyby tylko chciał.
Wszyscy trzej wymienieni zaśmiali się głośno, ja zaś odpowiedziałem poważnie:
— Mylisz się, jesteśmy zwykłymi podróżnikami i sami korzystamy jak każdy inny z opieki policyi. Ale przejechaliśmy przez wiele krajów i okolic, więc widzieliśmy i doświadczyliśmy więcej, niż tysiąc innych. To