Strona:Karol May - W wąwozach Bałkanu.djvu/350

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.
—   328   —

czasty, poświęcany kół, posmarowany tłuszczem świni, zabitej na ośm dni przed Bożem Narodzeniem.
— To straszne, straszne! I ty wierzysz w to, że ten środek pomoże?
— Tak; ale nie daję na to pozwolenia. Niech pop czuwa przy chorym, to widmo się doń nie zbliży. Gdy się to powtórzy przez dwanaście nocy, ona nie wróci już i będzie zbawiona. Gdy się ją jednak w grobie przebije, popadnie w ręce dyabelskie. Jest to podobno straszne, jak taki upiór krzyczy i błaga słowami, kiedy się go ma przebić. Dzieje się to zawsze o północy. Ciało upiora nie gnije. Leży on w grobie taki ciepły i rumiany, jak za życia. Ponieważ nie chcę się zgodzić na otwarcie grobu mej córki, stał się Wlastan moim wrogiem śmiertelnym.
— Czem jest ten człowiek?
— Wypala cegły i dachówki, gdy tymczasem ja jestem prostym ceglarzem. Pochodzimy obaj z okolic Drenowy i przybyliśmy tutaj, aby wynająć kopalnie gliny. On był zamożny, a ja biedny, ale on nie był dumny, a syn jego chciał zostać moim zięciem. Teraz już wszystko przepadło.
— Czy daleko stąd mieszka?
— Kwadrans drogi potokiem w górę.
— Poszukam go jutro i powiem mu swoje zdanie o tem. Obaj jesteście niewymownie głupi.
— W takim razie i pop musiałby być głupim.
— Może i jeszcze coś ponadto. Ale powiedz mi, czy córka twoja przylatuje tylko w pewne dni, aby ci pukać w okiennice?
— Nie, przychodzi regularnie.
— Czy nigdy nie wybiegłeś?
— Nie. Jakżebym odważył się na to! Widok upiora kosztuje życie.
— No, chciałbym, żeby dziś się zjawił!
— Dziś środa; w środę przychodziła przeważnie.
— Pięknie! Zapytam ją, czemu ci spać nie daje.