Strona:Karol May - W wąwozach Bałkanu.djvu/335

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.
—   313   —

ostatniego kotła z tłuszczem. Ale jestem usposobiony łaskawie i dlatego darujemy ci winę. Dajcie nam miejsce na odpoczynek, paszę dla koni i szczotkę do ubrania, żebyście się potem przekonali, czy rzeczywiście jesteśmy mącznikami!
Halef był nieustraszony, a do tego miał zawsze szczęście w swoich bezwzględnych wystąpieniach. Ilekroć przez to wpadł w niebezpieczeństwo, wydobywało go zawsze z kłopotu moje wmięszanie się w sprawę. To też i teraz nie okazał trwogi przed tymi ludźmi, chociaż ich wygląd zewnętrzny nie budził bynajmniej zaufania.
Rzeźnik, do którego Halef zwrócił się był z naganą, przypatrywał mu się teraz z tą niebezpieczną dobrotliwością, z jaką amerykański brytan patrzy na szczekającego nań pieska salonowego. W jego twarzy przebijała się wyraźnie myśl: Biedny robaku, gdybym raz kłapnął zębami i jeden raz przełknął, jużbym cię pożarł całego, ale ja nie zrobię tego, bo mi żal ciebie!
Zsiedliśmy wreszcie z koni i dostaliśmy dla nich mieloną grubo kukuradzę. Dla nas było mięsa podostatkiem. Zabrałem się oczywiście do konia i poprosiłem o szmatę do mokrego okładu. Gdy go przyłożyłem koniowi, zapytał jeden z rzeźników, czy koń jest chory na nogę.
— Tak — odpowiedziałem. — Ukłuto go powyżej kopyta.
— I ty wodę na to przykładasz? To chłodzi wprawdzie, ale ja mogę ci polecić o wiele lepszy środek.
— Cóż takiego?
— Jestem znany tu w całej okolicy jako konował. Znam maść, która usuwa gorączkę i leczy wszelkie rany bardzo szybko. Jeśli spróbujesz tego środka, nie pożałujesz.
— Dobrze; spróbujmy!
Nie zrobiłem tego bynajmniej bez powodu. Słyszałem, że w niejednym z tych sahanów przeprowadzano kuracye, których nie powstydziłby się najuczeń-