Strona:Karol May - W wąwozach Bałkanu.djvu/311

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.
—   291   —

— Poznał się na niej natychmiast, bo mądrzejszy od tamtego. On zna wszelkie choroby, wszelkie sposoby leczenia i lekarstwa. Powiedział, że chory ma wrzód w żołądku z nadmiernego jedzenia kwaśnych pomarańcz. Wrzód przeżarł się aż pod skórę. To, że parobek upadł, czy się potłukł, przyczyniło się tylko do jawnego wybuchu choroby. Alchemik chce mu dać coś wzmacniającego żołądek, a potem wyciąć z żołądka ropniaka.
— Czy się to uda?
— O, on ma noże, którymi rozcina najgrubsze kości, a żołądek miększy przecież o wiele.
— Tak, to widocznie wielki lekarz, ale mimo to pokaż mi chorego!
Woźnica zgodził się na to. Chory leżał na starym kocu, jęcząc bezustannie. Stracił już dużo krwi. Ponieważ spodnie i bluzę nosił na gołem ciele łatwo było dostać się do obrażenia. Krzyknął głośno, gdy go dotknąłem.
— Czy znasz się na wrzodach w żołądku?
— Tak, ale tutaj go niema.
— A co? Na co jest chory?
— To bardzo niebezpieczna choroba podków.
Spojrzał na mnie głupowato.
— Choroba podków? — rzekł. — O tej chorobie nic nie słyszałem dotychczas.
— Popatrzno tutaj! Ta spuchlizna wygląda całkiem tak, jak gdyby spowodowana została kopnięciem konia. Miejsce nabiegłe krwią ma kształt końskiego kopyta. Ta choroba tem się objawia, że łamie żebra, a nawiedza tylko tych, którzy nie umieją się obchodzić ze szpilką.
Nie wiedział dobrze, jak ma rozumieć moje objaśnienie. Dopomógł sobie pytaniem:
— Sądzisz, że ma żebra połamane?
— Tak. Płuca także uszkodzone, jak tego dowodzi ta krew. Twój alchemik jest głupiec; pierwszy lekarz był rozumniejszy. Jeśli nie zawołasz najlepszego lekarza z Menliku, ten człowiek umrze. Jeśli zaś wyzdrowieje, to niech lepiej uważa na cudze konie.