Strona:Karol May - W wąwozach Bałkanu.djvu/31

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.
—   21   —

nie po jego twarzy, że doznawał zupełnie tych samych uczuć, co jego przełożony.
— Kto mu pozwolił wrócić? — spytałem.
— Ja — odrzekł zdumiony, że tak pytam.
— Sądzę jednak, że ja jestem tym, którego powinien był zapytać!
— Ty? Effendi, czy ty jesteś kawas-baszi, czy ja nim jestem?
— Naturalnie, że ty; ale czy wiesz, czyje teraz masz wykonywać rozkazy?
— Rozkazy kadiego, on zaś nie kazał mi w grzbiecie tego konia wysiedzieć takiej dziury, żeby mi w końcu tylko głowa z niej wyzierała. Będę śpiewać i głosić chwałę Boga jak anioł, gdy położę się znowu w koszarach w Edreneh.
Na to rzekł mały hadżi:
— Ty gałganie, jak śmiesz tak bez respektu mówić do mego effendi! To twój pan, dopóki mu się spodoba. Jeśli ci rozkaże jechać, to masz jechać, choćby ci cały uniform miał przyróść do skóry. Po co robiłeś tak wielką gębę i twierdziłeś, że umiecie jeździć tak doskonale!
— Co powiada ten mały? — odrzekł podoficer z gniewem. — Jak on mnie nazywa? Gałganem? A ja jestem przecież kapralem władzcy wszystkich wiernych; ja powiem to kadiemu, gdy wrócę! Mały hadżi chciał coś odpowiedzieć, ale uprzedził go Osko. Wziął konia kawasowego za cugle i rzekł, śmiejąc się, w ojczystym, serbskim języku:
— Chodźcie, wasze prewaschodztwo[1]. Trzymajcie się dobrze siodła, wysoko błagorodni gospodine[2]. Zaczynają się wyścigi!
W tej samej chwili pognał cwałem z kawas-baszim. Równocześnie chwycił Omar Ben Sadek drugiego kawasa i popędził z nim za tamtymi dwoma.

— Do pioruna! Drabie! Łotrze! Synu dyabel-

  1. Wysokorodność.
  2. Najdostojniejszy panie.