Strona:Karol May - W wąwozach Bałkanu.djvu/296

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.
—   276   —

Ona nie żyje i może ja winę tego ponoszę. O gdyby mogła raz jeszcze oczy otworzyć, raz choć przemówić! Chciałbym jednego spojrzenia, jednego słowa! Ale odeszła bez pożegnania i nigdy już nie ujrzę jej oka, ani nie usłyszę jej głosu! I wydaje mi się, jak gdybym był mordercą!
Milczałem; nie odzywałem się, a on oglądał różaniec.
— To nie muzułmański modlitewnik — rzekł po chwili. — Musiałby mieć dziewięćdziesiąt i dziewięć kulek wedle dziewięćdziesięciu dziewięciu przymiotów Allaha. Ten sznurek zaś ma wielkie i małe kulki. Co to ma znaczyć?
Wytłumaczyłem mu.
— Czy możesz mi powiedzieć słowa pozdrowienia Najświętszej Maryi Panny i Pater Noster?
Wygłosiłem to, a gdy skończyłem, rzekł zwolna kapitan:
— I przebacz nam nasze winy! Czy sądzisz, że ona przebaczyła mi moją?
— Przypuszczam, ponieważ była chrześcijanką i kochała ciebie.
— To modlitewnik starej służącej, którą napędziłem. Zachowam go, gdyż znajdował się w ręku Hary przed śmiercią. A tutaj w górze, jest krzyż tej starej. Zostawiła jedno i drugie. To miejsce pozostanie takiem, jak jest; może i ja często będę je odwiedzać. Ale niechaj nikt go nie widzi. Wyniosę zmarłą. Chodź, panie!
Nie położył trupa zaraz w pobliżu, lecz poniósł go jeszcze dalej, aby nie można tak łatwo odgadnąć miejsca, w którem umarła. Zakrył jej twarz zasłoną i rzekł:
— Widziałeś oblicze. To grzech, lecz mogę się uspokoić, ponieważ umarła jako chrześcijanka. Ale niech na nią nikt inny nie patrzy!
Siedział, jeszcze czas jakiś koło niej i oskarżał siebie głośno. Ból jego był szczery, ale łagodniał coraz to bardziej. Następnie nadszedł wachmistrz z dwoma ludźmi, dźwigającymi nosze. Prowadził ich Halef. Zaniesiono