Strona:Karol May - W wąwozach Bałkanu.djvu/130

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.
—   116   —

— Tak.
— Mieszka przy drodze, wiodącej do wsi Czatak?
— Effendi, czy ty go znasz?
— Słyszałem o nim. Czy znane ci jego imię?
— Nazywa się Dezelim.
— Czy on był kiedy u was?
— Bardzo często. Przybędzie tu także dziś, albo jutro.
— Prawdopodobnie z powodu dywanów, które się znajdują tam w polu.
— Tak. Muszą być zabrane stamtąd.
— Czy sprowadzi ze sobą tragarzy?
— Kilku; reszta mieszka tu blizko.
— W Dżnibaszlu?
— Tu i w poblizkich miejscowościach.
— Kto ich zwołuje?
— Mój ojciec.
— Ale chyba nie sam.
— Nie. Posyła naszego pomocnika, który zna wszystkich.
— Czy to ten, który pomaga matce złazić z muła?
— Tak. On ma wszystkie barwy na twarzy. To bardzo przebiegły i odważny człowiek. Pst! Ktoś nadchodzi!
Z zewnątrz od drzwi dało się słyszeć szczególne stękanie i jęki.
— A buh! A buh! — zabrzmiało stękliwie.
— To ojciec — rzekła. — Nie daj mu poznać, żeśmy rozmawiali!
W następnej chwili zniknęła ona tam, gdzie wyszła jej matka.
Siedziałem w izbie sam, nie licząc kocura, który znowu się cofnął do kąta. Przykre to było, ale nie dało się odmienić. Usłyszałem odgłos kilku ciężkich, posuwistych kroków, kilka jeszcze „A buh“ i wszedł ojciec.
Przeraziłem się niemal, ujrzawszy tego człowieka. Był prawie tak gruby jak wysoki, a przez drzwi musiał się poprostu przecisnąć. Ubrany był całkiem po bułgar-