Strona:Karol May - W sidłach Sefira.djvu/48

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

ności, których najmniejszy opór nie byłby w stanie zakłócić?
— Tak, to wszystko co mówisz, brzmi tak, jak gdybyś miał najsłuszniejsze prawo mówić do mnie w ten sposób! Ale przekonaj się raz nareszcie drogą czynu.
— Tego już próbowałem.
— Jak gdzie i kiedy?
— I ty pytasz jeszcze?
— Tak.
— Nie żądaj odemnie przykładów — sprawiłyby ci przykrość! Gdybym pozwolił ci teraz udać się samemu, byłbyś nas prawdopodobnie zdradził, albo zgoła naraził na dostanie się do niewoli.
Kochany, mały zuch poczuł się tą uwagą tak boleśnie dotknięty, że, prawie płacząc, jął błagać:
— Sihdi, pogrążasz moją duszę w największą głębię udręki. Nie chcę ci niczego wyrzucać ani wypominać, ile razy za ciebie walczyłem i cierpiałem, nie chcę też powtarzać, że i teraz jestem gotów oddać moje życie i wszystko, co posiadam. Jak możesz mnie w ten sposób dręczyć? Czy chcesz się obciążyć grzechem niewdzięcz-