Strona:Karol May - W sidłach Sefira.djvu/27

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

przekonany, że jestem rzeczywiście Piszkhidmet-baszim Szacha perskiego, a tu naraz, naskutek słów tego obcego przybysza, żądasz ode mnie dowodów! Czy twoja godność muzułmanina jest tak słaba, że wystarczy lekkiego powiewu z kraju niewiernych, aby ją zdmuchnąć?
— Chodzi tutaj o moją godność urzędnika Wielkorządcy. Skoro ujrzałem Jego, przez Allaha błogosławioną pieczęć, muszę wypełnić obowiązek, nie pytając o wiarę i religję tego effendiego, który mi wykazał, że znajduje się pod szczególną pieczą Padyszacha. Rozpocząłeś z nim sprzeczkę, roszcząc sobie prawo rozkazywania. To prawo nie przysługuje ci nawet z tytułu Piszkhidmet-baszi, ale, że się za takiego podajesz, obowiązkiem moim jest zażądać od ciebie dowodów!
— Moi podwładni mogą zaświadczyć, kim jestem!
— Ich słowa nie są dla mnie miarodajne, bo ich nie znam. Jeżeli jesteś tak wielkim panem, że ciągle się obracasz w zaszczytnem otoczeniu Szachin-Szacha, musisz posiadać jakikolwiek jego podpis i pieczęć. Skoro ten obcy effendi posiada i jedno i drugie, jasnem jest, że tobie powinno być o wiele lżej podobne pełnomocnictwo od swego pana uzyskać.