Strona:Karol May - W pustyni nubijskiej.djvu/101

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

chybią celu. Dzięki temu miałem nad nimi przewagę. Teraz zależało wszystko od zachowania się jeńców. Jeśliby zdradzili słowem lub znakiem, że mnie znają i że przybywam im na ratunek, znacznieby utrudnili moje zadanie.
Jeden z rabusiów skinął na mnie, bym się zbliżył, a ja odpowiedziałem mu tem samem skinieniem. Powiedział potem do towarzyszy kilka słów, podjechał bliżej i zatrzymał się w odległości może stu kroków.
— Kto ty jesteś? — zapytał.
Sajih[1] z Kahiry — odpowiedziałem.
— Czy od nas czego potrzebujesz?
— Tak. Mam do ciebie prośbę i, jeśli ją spełnisz, spełnię i ja także twoje życzenia.
— Nie mam żadnego!
— Zdaje mi się, że je będziesz miał wkrótce. Chodź bliżej!
— Nie, chodź ty do mnie!

Chcąc mój cel osiągnąć musiałem

  1. Podróżny.
97