Strona:Karol May - W krainie Taru.djvu/94

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

— Słowa te orzezwiają moje serce i radością niewymowną napełniają mi duszę aż do najgłębszego jej zakątka. Bo widzisz... mnie się bardzo często zdaje, że ty nie jesteś ze mnie zadowolony. I wówczas w serce moje wbija się dziesięć tysięcy debabis (szpilka), i mam wrażenie, jakoby jądro miłości, jaką ku tobie żywię, płonęło stoma tysiącami kibritat frengija (zapałki). I póty nie mogę się uspokoić, aż dopóki na ustach twoich nie ujrzę znowu uśmiechu.
Porównawczy zwrot ze szpilkami i zapałkami był znowuż nienajgorszy, jednak tym razem wstrzymałem się od śmiechu.
— Ale odbiegliśmy od przedmiotu — ciągnął dalej. — Owóż wspomniałeś, iż zaatakujemy nieprzyjaciół nie otwarcie, lecz podstępem. Czy obmyśliłeś już plan jaki?
Jeszcze nie.
— A jednak dobry wódz powinien wcześnie mieć plan obmyślony i dobrze się rozejrzeć, w jaki sposób go wykonać!
— Przedewszystkiem nie jestem wodzem; ale gdybym nawet nim był, nie powziąłbym planu, dopókibym nie zobaczył nieprzyjaciela i nie poznał wszystkich okoliczności. Czyż naprzykład, chcąc kupić konia, możesz ofiarować zań cenę, nie widząc go jeszcze?
— Oczywiście, że nie!
— Tak samo i my nie możemy obecnie wiedzieć, w jaki sposób wypadnie nam rozprawić się z Ke-

94