Strona:Karol May - W krainie Taru.djvu/78

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

że Kelurowie będą zmuszeni zwrócić ci twoją własność, to może by tak i nasze pieniądze zwrócili...
— Owszem, i ja tak myślę...
— Tylko, że żaden z mieszkańców Khoi nie odważyłby się pójść do nich i zażądać zwrotu pieniędzy!
Umilkła zakłopotana, a po chwili zapytała:
— Emirze, wszak nie możesz się uskarżać na brak gościnności w naszym domu, nieprawdaż?
Wiedziałem dobrze, do czego zmierza ten nagły zwrot w jej słowach, i zresztą wcale mię to nie zdziwiło. Odrzekłem więc z uśmiechem:
— Ależ wiem, wiem bardzo dobrze, jaką wdzięczność jestem wam winien.
— A może nauka Chrystusa nie pozwala wam być wdzięcznymi?
— O, nie; wdzięczność jest jedną z największych cnót chrześcijańskich.
— Jeżeli tak, effendi, to śmiem cię prosić, abyś był jak najlepszym chrześcijaninem i stosował się do przykazań swojej wiary, zwłaszcza w sprawie wydobycia naszych pieniędzy...
— Ba, ale czy będę mógł uczynić to dla was?
— Czemużby nie? Wszak nie wątpię, że udasz się w pościg za Kelurami, aby odebrać im swoje konie. A skoro ci się to uda, niebezpieczeństwo przecież wcale się nie zwiększy, gdy odbierzecie zarazem i nasze pieniądze...
Halef zaśmiał się na te słowa, lecz ja odrzekłem zupełnie poważnie:
— Masz słuszność; mógłbym wyświadczyć wam

78