Strona:Karol May - W krainie Taru.djvu/21

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

— Oczywiście koń przepadł i... pieniądze również...
— Pie... pie... pieniądze?... Czyżby je ukradł?...
— Tak przypuszczam.
— Dlaczego? Z czego wnioskujesz, że on je ukradł?
— Udawał pijanego, będąc zupełnie trzeźwym, i w ten sposób chciał uśpić twoją czujność. Czy przypominasz sobie, o czem z nim mówiłeś?
— Niebardzo.
— Ale wspominałeś mu o pieniądzach?
— Tak, bo on sam jest bardzo bogaty i opowiadał mi, w jaki sposób przechowuje pieniądze.
— Więc i ty jemu powiedziałeś, jak i gdzie je przechowujesz?
— No, tak...
— Wiedział zatem, gdzie były schowane?
— Dokładnie nie; mówiłem o kilku schówkach.
— Widocznie przeszukał je wszystkie i... nie bez skutku. Znalazł piastry, zagarnął je i, wsiadłszy na twoją w dodatku szkapę, uciekł, aby nigdy już nie wrócić.
— Nie przestraszaj mię, effendi! Przecież zostawił swoją strzelbę...
— Oj głupcze naiwny! Toż umyślnie pozostawił ten kawałek bezwartościowego żelaza, aby narazie przynajmniej odwrócić od siebie wszelkie podejrzenia. Zresztą, gdy ktoś kradnie dziesięć tysięcy piastrów i konia w dodatku, to może z lekkiem sercem zostawić wzamian okradzionemu flintę wartości paru piastrów.

21