Strona:Karol May - W krainie Taru.djvu/165

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

kojeści jego noża i przemawia z luf jego karabinów. Jeżeli Allah sprowadzi go tutaj, to przysięgam na proroka i na...
— Milcz! Zapomniałeś, co nam powiedział z szyderstwem Szir Samurek: — „Kto oczekuje pomocy ze strony chrześcijanina, ten nie powinien jej żądać od Allaha“. Jeżeli Kara Ben Nemzi przyjdzie nam z pomocą, to sprowadzi go jedynie Iza Ben Marryam. Do niego się więc nam zwrócić należy!...
Nie mogłem odgadnąć, czy Akwil mówił to z przekonania, czy też li drwił tylko. Syn jego wziął jednak te słowa poważnie i odrzekł:
— Niedźwiedzi jeszcze niema; przybędą dopiero, jak sądzę, późną nocą, a do tego czasu może nam jeszcze Mahomet zesłać jakiś ratunek... Bóg chrześcijan pozostaje nam na chwilę ostateczną...
Rozumowanie takie w niesłychanie ciężkiem położeniu skazańców zbudziło we mnie politowanie nad ich naiwnością. Halef odczuł to samo i szepnął mi do ucha:
— Gdyby tu nie szło o życie lub śmierć istot ludzkich, sihdi, śmiałbym się do rozpuku z ich rozumu. Wszak nie mam wątpliwości, kto potężniejszy: Chrystus, czy Mahomet. Może tak wartoby nam było postarać się, aby ci Bebbejowie przekonali się o tem na własnej skórze?
— Stanie się to i bez naszych starań — odrzekłem również szeptem. — Zaczekajmy tylko trochę, a bądź cicho, bo chcę słyszeć ich rozmowę.
Nic nowego jednak dalsze ich słowa nam nie przyniosły, i nie miały żadnego dla sprawy zna-

165