Strona:Karol May - W krainie Taru.djvu/129

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

się na obóz. Ale umieścili się niedaleko stamtąd. Z polanki owej prowadzi na prawo jar, skąd wypływa niewielki strumień. Gdy pójdziesz tym jarem nieco pod górę, zobaczysz niebawem drugą, mniejszą polanę, pośrodku której znajduje się mały birka (staw), stanowiący źródło owego strumyka. Otóż naokoło owego birka obozują właśnie Kelurowie.
— Czy las tam jest gęsty?
— O, bardzo.
— A między birka i lasem czy dosyć jest przestrzeni?
— Przeciwnie, tak mało tam miejsca, iż Kelurowie rozmieścili się tuż nad wodą, a konie uwiązali już na skraju lasu.
— Dziękuję ci. Więcej wyjaśnień mi nie trzeba. Wsiądziesz teraz na konia, ale bez siodła i uzdy, bo te rzeczy będą nam samym potrzebne.
— Co? Zostawiłbyś tutaj kosztowne reszma? A jeżeli ci je Kelurowie ukradną? Sądzę, iż lepiej będzie, jeśli je zabiorę do Khoi.
— Nie obawiaj się! Prędzejby je tam skradziono, niż tutaj... No, siadaj zaraz na oklep i jazda!
Rozsiodławszy konie, wyprawiliśmy z nimi gospodarza, który na odjezdnem życzył nam kilkadziesiąt razy szczęścia i powodzenia, a zwłaszcza, aby się nam udało wydostać jego pieniądze.
Po odjeździe nawróconego pijaka znaleźliśmy wpośród skał niezły schowek, gdzie umieściliśmy siodła. Następnie poszliśmy wedle wskazówek oberżysty pod górę za śladami Kelurów, ale tylko do

129