Strona:Karol May - W Kordylierach.djvu/433

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.
—   391   —

Ów afrikander neef Jan dał widocznie już nieraz dowody swej dzielności, skoro słynny dowódca Boerów wyraża się o nim tak chlubnie.
— A jakież jest jego nazwisko rodowe? — zapytałem.
— Ciekawy jesteś, mynheer. Chciałem wymienić to nazwisko dopiero wówczas, gdy będę mógł przedstawić panu osobiście owego młodzieńca. Ale widocznie zależy panu na tej wiadomości, więc rad-nierad powiem, że nazywa się on Jan van Helmers.
— Helmers? — przerwałem uradowany. — Czyżby należał do rodziny, której poszukuję?
— Jeśli się nie mylę, to on jest wnukiem owego wychodźcy, o którym mi pan wspominałeś, a który zginął w bitwie pod Pieter-Maritzburg. Dzielny to był żołnierz, ale i wnuk nie ustępuje mu w niczem. Jego karabin nie chybił jeszcze nigdy ani w dzień, ani w nocy, i dlatego to właśnie nazywają go Boer van het Roer[1] A i pięści ma silne, jak niedźwiedź!
— A ta dziewczyna? — zapytałem, gdy czarna wyprzedziła nas znacznie.
— To jego adoptowana siostra i narzeczona.
— Ach, tak!
— Jego ojciec znalazł ją w Kalahari, na północ od Griqua. Dziecko leżało obok zwłok dopieroco zamordowanej młodej Kafryjki. Zabrał więc sierotkę, ochrzcił i wychowywał w domu, nazywając ją swoją siostrzyczką; wreszcie postanowił ją poślubić.
— A cóż na to rodzicie?
— Zgodzili się. Bo też i dziewczyna to zuch nielada. Jan nie znalazłby z pewnością takiej pomiędzy osiedleńcami. Wy zresztą tam, w Europie, żywicie pewne uprzedzenia do innych ras; my jednak inaczej się na tę sprawę zapatrujemy.

— Czy nie dowiedziano się nic bliższego o jej rodzicach?

  1. Boer mistrz-strzelec.