Strona:Karol May - W Kordylierach.djvu/310

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.
—   280   —

cywilizowani, zwłaszcza, że wstają już o brzasku dnia.
Po prawej stronie wsi pasterze rozpalili kilka ognisk, i można było przypuszczać, że jedynie ci nie będą spali przez noc całą. Ale ze względu na odległe ich stanowisko można się było z nimi nie liczyć.
— Czerwonoskórzy, zdaje się, już śpią — rzekł Desierto, i nie zazdroszczę im losu po przebudzeniu się. Ale zbyteczne jest już teraz, abyś pan dalej tu siedział, bo napewno nikt już ze wsi nie przyjdzie do lasu w tej porze.
— Słusznie; możemy stąd odejść, zwłaszcza, że trzeba się trochę zdrzemnąć, bo o świcie czeka nas nielada praca.
Zbudziłem Indyanina, który poszedł za mną do obozu z takim spokojem, jakby zawsze do nas należał.
Tobasowie byli się już pokładli, a tylko dwóch stało na straży. Nie wdając się więcej w rozmowę z Desiertem, owinąłem się w koc i, odszedłszy trochę na bok, położyłem się pod krzakiem tak, by mię towarzysze nie widzieli. Wokoło panowała zupełna cisza, tylko od czasu do czasu parsknął któryś z koni, uwiązanych w pobliżu. W ciemnościach nocy nie można było nic dojrzeć nawet na pół metra przed sobą. Po uciążliwym marszu ludzie Desierta pospali się snem twardym i czuwałem tylko ja, jak również, rozumie się, dwaj strażnicy, którzy po dwóch godzinach udali się na spoczynek, zostawiając wartowanie dwom innym.
Skorzystawszy z okazyi zmiany warty, rozwinąłem się z koca i, chwyciwszy sztuciec, oddaliłem się poomacku, prawie na czworakach, aby ułatwić sobie wymijanie pni i krzaków. Wydostawszy się nareszcie z lasu, spostrzegłem w oddali ogniska pasterskie. Ponad wsią natomiast zalegała gęsta ciemność.
Za cel wycieczki wytknąwszy sobie lagunę, podążyłem w jej kierunku. Aby się zaś tam dostać, należało znacznie okrążyć wieś, co znowu nie było łatwe, gdyż nie znałem dostatecznie okolicy. Na szczęście wszakże