Strona:Karol May - W Harrarze.djvu/90

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

domu gubernatora kilka strzałów; on jest sprawcą wszystkiego; niechaj ponosi konsekwencje.
Sternik podszedł do jednej z armat, wycelował, dał ognia. Obruszyły się mury domu gubernatora. Strzał był celny. Arabowie w łodziach podnieśli wielki krzyk i znowu dali salwę w kierunku statku.
— Doskonale, doskonale! — zawalał kapitan do sternika.
Sternik dał jeszcze kilka wystrzałów; żaden nie chybił. Po czwartym pocisku ukazała się w ścianie domu gubernatora wielka dziura.
W miasteczku rozległ się gwałt i lament. Karawany, które wpobliżu porozbijały namioty, zaczęły się w panice cofać na pewniejsze pozycje.
Otwarto bramę; wyszedł przez nią jakiś człowiek i dał znak ręką. Na znak ten, łodzie Arabów w szybkiem tempie odpłynęły zpowrotem.
— Czy mam im posłać jaką kulkę? — zapytał sternik, dumny ze swych artyleryjskich sukcesów. Walka go podnieciła; palił się do dalszych prób zręczności.
— Nie, narazie damy spokój — odparł kapitan. — Czy widzicie jednak ten budynek na prawo? To z pewnością meczet. Jeżeli zabierzemy się do świątyni tych muzułmanów, ogarnie ich trwoga jeszcze większa i prędzej zmiękną. Spróbujcie, czy uda się w meczet trafić?
— Niema obawy; przecież stoi przed nami wyraźny, jak na dłoni.
Wypowiedziawszy te słowa z uśmiechem zadowolenia, sternik nabił armatę bardzo starannie. Okazało się, że słowa jego nie były rzucone na wiatr. Dwa

86