Strona:Karol May - W Harrarze.djvu/85

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

i postanowili zrezygnować z wszelkiego oporu. Zabrawszy broń, wpakowano ich pod pokład, gdzie dodano im również trzech towarzyszy, którzy dotychczas umieszczeni byli na maszcie.
— Masz djabelską odwagę — rzekł tłumacz do kapitana. — Gubernator pociągnie cię naprawdę do odpowiedzialności.
— Mylisz się — odparł kapitan. — To ja pociągnę go do odpowiedzialności za to, że sługi jego działały wbrew prawu i obraziły mnie osobiście.
— Będziesz miał i tak wielką stratę, gdyby cię nawet nie ukarał gubernator. Zabroni ci handlować, sprzedawać towary.
— Zobaczymy. Jeżeli się poważy, znajdę sposób, aby sobie tę stratę powetować.
Kapitan postawił pod pokładem marynarza — wartownika do strzeżenia jeńców. Był spokojny; myśl o przyszłości nie nasuwała mu żadnych trosk. — —
Zeyla nie ma portu, okręty przybijają tam do pomostu; lądowanie z powodu skalistego wybrzeża nastręcza wiele niedogodności. Bryg przybył do Zeyli nocą; aby wylądować, musiał przeczekać do rana. Zarzuciwszy kotwicę, przywitał miasto strzałami armatniemi.
Zamieszkałe przez cztery tysiące mieszkańców miasteczko Zeyla miało wszystkiego może dwanaście wielkich, kamiennych, pięknie wybielonych domów oraz kilkaset chat, zbudowanych nader prymitywnie. Mury miasta wzniesiono z odłamków korali i mułu; nie miały ani strzelnic na lufy armatnie, ani armat; strawione przez czas, pozapadały się miejscami.
Miasteczko, leżące nad niską ławicą, nie spra-

81