Strona:Karol May - W Harrarze.djvu/31

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Strażnik przyczołgał się bliżej, aż głowa jego dotknęła stóp sułtana.
— Uklęknij i odwróć się! — rozkazał sułtan.
Słowa te wskazywały biedakowi, co go czeka. Władca Harraru miał bowiem zwyczaj ostrym nożem zadawać uderzenia w kark tym, którzy wzbudzili jego gniew. Jeżeli uderzenie trafiało w szyję, ofiara umierała i nikt nie ważył się nawet ulitować nad jej losem. Jeżeli jednak cios omijał szyję, trafiony uchodził wprawdzie z życiem, ale też z raną bolesną, po której pozostawało zwykle pewne zesztywnienie karku. W Harrarze i w okolicy spotykało się wielu ludzi o sztywnych szyjach; było to pamiątką po gniewie uprzejmego władcy, który życie swych poddanych cenił mniej, niż życie pierwszej lepszej muchy.
Strażnik ukląkł, zamknął oczy i wystawił kark. Sułtan wyciągnął swój jatagan, zamierzył się i uderzył. Uderzenie było takie silne, że wiązania szyji pękły. Głowa strażnika spadła z korpusu, ciało runęło na ziemię, strumień krwi trysnął z rany.
— Taki los musi spotkać wszystkich, którzy są nieposłuszni — zawołał sułtan. Wnet potem zapytał kata, który powrócił właśnie z więzienia:
— Czy w pewnem miejscu umieściłeś jeńca?
— Tak, panie, — odparł kat, padając plackiem przed władcą. — Zepchnąłem go do najgorszego lochu. Będzie miał straszną przeprawę ze szczurami.
— Doskonale! Jesteś posłusznym służką, więc nie minie cię nagroda. Zajmiesz miejsce strażnika. Urząd twój rozpoczyna się od tej chwili. Idź przed bramę i

27