Strona:Karol May - U stóp puebla.djvu/51

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

dziemy szukać, pomyśleli zawczasu o ucieczce. Gdy wyśledzili, dokąd poszedłem, wrócili po konie i trzymali je wpogotowiu, aby zaraz po morderstwie salwować się ucieczką.
— Dokąd pojechali?
— Zapewne wślad za Jonatanem. Nie ulega wątpliwości, że umówili się z nim przed wyjazdem z New-Orleanu.
— Ale jak tu przybyli inną drogą, tak samo inną mogą teraz pojechać?
Wówczas odezwał się Winnetou:
— Zamek białej squaw, który jest celem ich ucieczki, wznosi się między małą Colorado a Sierra Blanca. Prowadzi tam tylko jedna dogodna droga, o czem wiedzą ci, którzy tam już byli. Tę właśnie drogę obrał blada twarz Jonatan. Czemuby mieli jego ojciec i stryj jechać gorszemi drogami?
— I ja tak sądzę — potwierdziłem. — Starzy Meltonowie są nader zuchwałymi łotrami. Nie zadają sobie wiele fatygi, chyba z konieczności. Jestem bezwzględnie przekonany, że pojadą drogą na Acoma. Jutro, skoro świt, wyruszymy w pościg.
— Ja wam towarzyszę! — zawołał podniecony Franciszek Vogel.
— Pan? — roześmiałem się. — Czy chce pan koncertować na wierzchołkach Sierra Blanca?
— Świerzbi mnie, żeby zagrać Meltonom taką melodję, jakiejby nigdy nie zapomnieli.
— Pozostaw to nam, drogi przyjacielu. Jest pan