Przejdź do zawartości

Strona:Karol May - U Haddedihnów.djvu/60

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

moje okaże się słuszne, zgodzę się na walkę tylko pod warunkiem, że odzyskamy wolność. A zgodzę się nie z lęku przed Szeraratami, tylko z pasji myśliwskiej, gdyż i życie i wolność potrafiłbym obronić przy pomocy sztućca, bez walki z lwami. Patrzcie, zgromadzenie się skończyło. Pewnie zaraz nas wezwą.
Wśród uczestników dżemmy powstał ruch. Szeik podniósł się, podszedł do nas i rzekł:

— Zgromadzenie starszyzny wydało wyrok. Gdybyśmy się znajdowali w duarze[1], opieka moja rozciągałaby się na przeciąg dni czternastu. Jesteśmy jednak w podróży i nie mogę was zabrać ze sobą. Opieka więc moja trwać będzie tylko do jutrzejszego ranka, to jest do chwili, w której opuścimy to wadi. Właściwie nie powinienem wam nic więcej powiedzieć, gdyż czarownik zastrzegł to sobie. Ponieważ jednak wiem, że ma zamiar was zastraszyć, poczytuję sobie za obowiązek opiekuna dać wam kilka wskazówek, z których domyślicie się, co czynić.

  1. Wieś szczepu.
56