Strona:Karol May - Trapper Sępi-Dziób.djvu/124

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Pah! Widziałem go, widziałem u boku człowieka, który swego czasu również znikł.
Cortejo stracił panowanie nad sobą.
— Któż to? — zapytał.
— Niedźwiedzie Serce, słynny wódz Apaczów.
— Banialuki! Widział pan Niedźwiedzie Serce? Czy znał go pan?
— Nawet bardzo dobrze. Spotkałem Apacza ongi na łowach w towarzystwie myśliwego Piorunowego Grota, który właściwie nazywał się Unger, w górach Sierra Werana.
— Piorunowy Grot? Ach, znał pan i tego?
— Tak, znałem go, i dzisiaj poznałem odrazu.
Poz ałem? Co pan ma na myśli?
— To, że Piorunowy Grot również przebywa w hacjendzie.
— Chce mnie pan przekonać, że umarli zmartwychwstali? Wiem dokładnie od naocznego świadka, że zginęli.
— Spoliczkuj tego świadka, jeśli go spotkasz. Nie zapominam ludzi, których raz jeden widziałem. Zresztą, niepodobna nie poznać tego Sternaua, którego nazywają Władcą Skał.
Cortejo zbladł.
— Sternau? — zapytał szeptem. — Ten już nie żyje!
— Bynajmniej, on także żyje. Stał w drzwiach hacjendy i rozmawiał ze starym człowiekiem, którego nazywał hrabią Fernando.
— Hrabia Fernando! — Cortejo omal nie krzyknął. — Śni się panu chyba, sennor, przywidziało się panu!
— Nie tak głośno, sennor Cortejo. Nie życzę

118