Strona:Karol May - Trapper Sępi-Dziób.djvu/121

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

— Uważa pan, że powinniśmy się jak bandyci kryć w lasach?
— Z początku nic innego nam nie pozostaje. Kiedy zaś nabierzemy sił, łatwo zdobędziemy jakieś miasteczko, lub może wypędzimy Miksteków z hacjendy.
— Mam plan o wiele lepszy — rzekł Manfredo. — Czy stary klasztor della Barbara nie leży na naszej drodze?
— Tak, właśnie na naszej drodze. Ale miasto Santa Jaga jest za prezydentem Juarezem. Wypędzą nas, albo, co gorsza, wezmą do niewoli i wydadzą Juarezowi.
— Istotnie, gdybyśmy chcieli zasadzać się na tem mieście. Atoli klasztor Santa Barbara wznosi się poza miastem. Zamiast podrwić głową w Santa Jaga, zagnieździmy się w klasztorze niepostrzeżenie.
— Niepodobieństwo!
— Jakto? Czy nie słyszeliście, że mój stryj Hilario jest tam ordynatorem? Ten dawny klasztor przemieniono obecnie na szpital i zakład dla obłąkanych. Mój stryj płonie nienawiścią do Juareza i przyjmie pana z radością. Dawny klasztor ma tyle tajnych budowli i korytarzy, że możemy być pewni bezpieczeństwa.
— Czy te korytarze nie są znane innym lekarzom, ani mieszkańcom klasztoru?
— Nie; zna je tylko mój stryj.
— To byłoby dla nas bardzo wygodne. Zastanowię się nad tym planem. Teraz odpocznijmy sobie. Nie wie-

115