Strona:Karol May - Trapper Sępi-Dziób.djvu/11

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
I
CUDACZNY LORD

Małe czółno unosiło się zwinnie na falach i po krótkim czasie przybyło do lądu.
Wrzekomo ranny Meksykanin oczekiwał tej chwili z niecierpliwością. Oczy mu błysnęły, gdy mruknął do siebie:
— Ach, nareszcie! Ależ to dopiero durnie, ci Anglicy. Nawet tu, na pustkowiu, nie rozstają się z cylindrem; splin pozbawia ich rozumu. Djabli! Co to za długi nochal!
Sępi Dziób wysiadł z czółna, pozostawiwszy w niem obu wioślarzy, i zbliżał się powoli do leżącego na ziemi Meksykanina. Kazał wioślarzom uciekać przy pierwszym objawie wrogim. Sam osobiście nie zamierzał szukać ratunku w łodzi.
Ranny udawał, że z najwyższą trudnością usiłuje podnieść się na łokciu.
— O, sennor, jak ja cierpię! — jęknął.
Sępi Dziób zesunął binokle na koniec nosa, obejrzał leżącego zpodełba, dotknął ostrożnie parasolem i rzekł skrzypiącym głosem:
— Cierpi? Where? Boli?
— Naturalnie!

5