Strona:Karol May - The Player.djvu/90

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

komendantami. Skoro to panu nie w smak, może sennor powrócić tam, skąd przyszedł. Jeśli nie uspokoisz się sennor w tej chwili, każę pana związać. Wtedy, skoro odjedziemy, będzie pan mógł wydawać rozkazy, jakie się panu żywnie podobają!
Poskutkowało. Skarcony powrócił do hacjendera i usiadł przy nim, mrucząc coś pod nosem. Na tę przyjemność mogłem mu pozwolić. —
Winnetou wrócił już po trzech kwadransach. Oznajmił mi, że Yuma czują się bardzo bezpiecznie, gdyż broń złożyli w jedno miejsce i wcale nie rozstawili straży. Coprawda, konie pasą się nad strumieniem, nie zwietrzą nas jednak, jeśli pójdziemy drugim brzegiem, bo najlżejszy wietrzyk nie przenika do doliny.
Wybraliśmy dwudziestu pięciu Mimbrenjów; reszta pozostała przy jeńcach. Wyruszyliśmy gęsiego, długim łańcuchem, z Winnetou na czele. Z powodu gęstych ciemności, szliśmy bardzo blisko siebie, żeby się nie stracić z oczu. W bocznej dolinie postępowaliśmy jeszcze ostrożniej; każdy położył prawą rękę na ramieniu swego poprzednika, lewą zaś osłaniał się przed drzewami, napotykanemi od czasu do czasu. Niebawem ujrzeliśmy przed sobą blask ognia, a z drugiej strony strumienia dobiegło nas stąpanie pasących się koni.
Podszedłszy bliżej, przekonałem się, że trudno o lepsze miejsce do napadu. Skała tworzyła małą jaskinię, w której wnętrzu tryskało źródło. Indjanie obozowali właśnie w tej grocie; przed wejściem, przy ognisku, trzej Yuma przyrządzali wieczerzę. Broń naszych przeciwników leżała na jednem miejscu, blisko wstępu do jaskini.

90