Strona:Karol May - The Player.djvu/57

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

nie jadą jeden za drugim, a tylko obok siebie. Wódz Apaczów przypuszcza, że mamy przed sobą ludzi z Ures.
— Jak dawno przejeżdżali tędy? — zapytałem.
— Prawdopodobnie wczoraj. Jeśli blade twarze wyruszają przeciw Indjanom, wyciskając po drodze ślady tak wyraźne, to śmierć ich pewna. Znaleźliśmy trop, a wkrótce ujrzymy ich na żywe oczy.
Z temi słowy wskoczył na siodło. Ruszyliśmy za śladami naszych znajomych, głęboko przekonani, że zastaniemy ich jako jeńców, w rękach posterunku Yuma.
Ponieważ zboczyliśmy z poprzedniej drogi, las ukazał nam się z południowego zachodu, mogliśmy więc przypuszczać, że nikt nas nie spostrzegł. Konie ukryliśmy w gęstem podszyciu leśnem. Playera przywiązano do drzewa. Następnie odezwał się Winnetou do naszego młodego towarzysza:
— Niech mój brat Yuma Shetar zostanie tutaj aż do naszego powrotu; idziemy wyśledzić Yuma. Gdyby jeniec nie przestrzegał ciszy, albo ucieczki próbował, mój brat wbije mu nóż w serce. W razie niespodziewanego wypadku będzie Yuma Shetar sam wiedział, co należy uczynić. Howgh!
Yuma Shetar wyciągnął nóż z za pasa i usiadł przy jeńcu, nie rzekłszy ani słowa. Nie mógł jednak ukryć dumy, jaką napawała go pochwała Apacza.
Winnetou i ja zapuściliśmy się w las; grunt tutaj szedł prawie stromo. — Po chwili Apacz przystanął i zapytał półgłosem:
— Jak mój brat myśli, ilu Yuma obozuje przy stawie?
— Trzech — odpowiedziałem, nie namyślając się długo.

57