Strona:Karol May - The Player.djvu/18

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

— Naturalnie! Zresztą nie widzę, dlaczego miałbym odpowiadać na pytania, stawiane bez powodu, bez prawa. Pan przecież przybył tutaj w innych sprawach, więc proszę pozostawić mnie w spokoju!
Odwrócił się niedbale, aby dać mi do zrozumienia, że pragnie ukrócić rozmowę. Niezbity z tropu, oświadczyłem:
— Niestety, nie mogę panu udzielić jeszcze spokoju, którego pan sobie życzy. Nie przybyłem tu z innego powodu, lecz tylko i jedynie dlatego, by pomówić z sennorem o tej sprawie.
Teraz wpadła na mnie gniewnie dama:
— Co za niegrzeczność! Jaka bezwzględność! Słyszeliście, że don Timoteo nie życzy sobie rozmowy z wami; macie natychmiast wyjść!
— Myli się sennora. Don Timoteo powinien mnie wysłuchać. Jeśli nasza rozmowa nuży panią, może się sennora przecież swobodnie oddalić.
— Oddalić? Jeszcze czego?! Słowa wasze i całe zachowanie się dowodzą, że jesteście barbarzyńcą. Don Timoteo jest naszym gościem, i do nas należy troska o to, by nikt mu nie dokuczał. Wobec tego — rozkazuję wam natychmiast opuścić ten lokal!
— A więc proszę jeszcze powiedzieć mi łaskawie, jakiego rodzaju lokalem jest to pomieszczenie?
— Wypisane to na drzwiach i sądzę, że mogliście się o tem przekonać. Albo też czytać nie umiecie? Nie zdziwiłabym się, gdyby tak było!
— Pozwalam więc pani dziwić się dowoli, że prawdopodobnie — umiem lepiej czytać od wszystkich osób, które się tu znajdują, wyjąwszy mego towarzysza. Jestem

18