Przejdź do zawartości

Strona:Karol May - The Player.djvu/142

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

opuścić pacjenta, skoro już raz nim się zajął. Dobroć jego serca i poczucie obowiązku kazały mi ustąpić, chociaż byłem przekonany, że wódz Apaczów jest lepszym wywiadowcą, aniżeli ja. —
Zboczyliśmy zatem z naszego dotychczasowego kierunku i pod wieczór dojechaliśmy do lasku, który był ze wszystkich stron otoczony prerją. Miał może dwa tysiące kroków średnicy; obszar był przestronny. Drzewa stały tak szeroko, że wozy mogły przejechać między niemi. Wody był również dostatek. Przez dwie ostatnie godziny szliśmy za wozami i starali się zatrzeć, o ile możności, ich ślady.
Zanim rozbiliśmy obóz, zapadła noc. Ognisk nie palono, gdyż wozy zawierały dosyć prowiantów, które można było spożyć na zimno. Jeszcze nie skończyłem posiłku, gdy zbliżył się do mnie Winnetou:
— Niech mój brat pójdzie ze mną do chorego. Odzyskał przytomność i pragnie mówić z Old Shatterhandem.
Poszedłem natychmiast. Pacjent leżał na miękkiej murawie; pod głowę podłożono mu koc. Gdy usiadłem przy nim, wyciągnął do mnie rękę i rzekł powoli, bardzo słabym głosem:
— Słyszałem od tego Indjanina, który rozmawiał ze mną, że pan jest tutaj i że zawdzięczam panu życie. Daj mi sennor rękę! Jakże się ucieszyłem, posłyszawszy, że tu jesteś! Przecież pan był w niewoli! Jak sennor sobie poradził?
Opowiedziałem mu wszystko, co działo się aż do chwili obecnej. Pamięć Herkulesa urywała się na chwili,

142