Strona:Karol May - Tajemnica Miksteków.pdf/70

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

nagle opamiętał się, zamarł z przerażenia: o pięć kroków przed nim klęczy ktoś, przetrząsając skarby. Teraz się obraca! Poznaje go — to Unger!
— Ciekawa rzecz, czy jest tu sam, czy też z kimś jeszcze? — myślał hrabia.
Oko jego szybko badało grotę.
Nie wiedząc, że Bawole Czoło opuścił na chwilę towarzysza, Alfonso sądził, że Unger jest sam.
— Nic nie zabierze ze skarbu. Zemszczę się teraz na nim! Zabiję go, jak psa!
Cicho, bez szelestu, wyszedł z wody. Tuż obok stała maczuga wojenna, wyciosana z mocnego drzewa, nabita ostro szlifowanemi kryształami. Chwycił ją za rękojeść, ozdobioną szlachetnemi kamieniami, i stanął za plecami Ungera, który z zachwytem ważył w rękach przecudnie wykuty łańcuch.
— To cud! — szeptał Unger. — Wystarczą rubiny tego łańcucha, aby obrócić mię w bogacza!
W tej samej chwili dostał w głowę cios tak potężny, że zwalił się na ziemię, wypuszczając z ręki kosztowny łańcuch.
Hrabia wydał dziki okrzyk triumfu.
— Zwyciężyłem! Wszystko, wszystko, należy do mnie!
Opanowała go radość, granicząca z szaleństwem. Zaczął klaskać w dłonie, biegać po grocie, jak nieprzytomny.
Nagle stanął, jak wryty; miał przez chwilę wrażenie, że widzi upiora. Ktoś patrzył na niego szeroko otwartemi oczami. — Nie, to nie mara, to Bawole Czoło!
Dwoma susami skoczył Miksteka do hrabiego, chwycił go za gardło i zapytał:

68