Strona:Karol May - Tajemnica Miksteków.pdf/124

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Obaj wodzowie zaś siedzieli przy Czarnym Jeleniu, nie troszcząc się o łupy.
Gdy zaczęli wiązać wodza Komanczów, odzyskał przytomność.
— Czarny Jeleń może zaśpiewać swą pieśń śmiertelną, pozwalam mu na to przed zgonem — rzekł Apacz.
Wódz Komanczów milczał.
— Komanczowie śpiewają jak wrony, lub żaby, dlatego wolą się nie popisywać — szydził Bawole Czoło.
Jeniec wciąż milczał.
— W takim razie umrzesz bez śmiertelnej pieśni — rzekł Shosh-in-liett.
Teraz dopiero zapytał Czarny Jeleń:
— Powiesicie mnie na tem drzewie?
— Nie — odparł Apacz. — Nie chcę cię dręczyć; pożrą cię krokodyle, jak mnie miały pożreć. Napierw jednak zdejmę ci skalp, aby po powrocie pokazać dzielnym synom Apaczów, jakim podłym tchórzem był Czarny Jeleń. Odbieram swój nóż i tomahawk.
Po tych słowach wyjął z za pasa jeńca wymienione przedmioty.
— Czy chcesz mnie naprawdę oskalpować? — zapytał jeniec z przerażeniem.
— Tak. Skóra twoja do mnie należy.
— Zdejmiesz ją ze mnie żywcem?
— A jakże. Czy mam szukać twego skalpu w brzuchu krokodyla, gdy cię już połknie?
— Zabij mnie przedtem!
— Boisz się? W takim razie nie zaznasz litości!
Po tych słowach wziął nóż, lewą ręką pochwycił czuprynę jeńca, prawą zaś wykonał trzy prawidłowe

122