Strona:Karol May - Tajemnica Miksteków.pdf/112

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

umrzeć pośród mąk niezwykłych. Podczas narady hrabia, który milczał dotychczas, podniósł się i zapytał:
— Czy wolno mi powiedzieć słów parę mym czerwonym braciom?
— Tak — rzekł Czarny Jeleń.
— Czy człowiek ten należy częściowo i do mnie?
— Nie! Przyrzekłeś go nam.
— A kto go obezwładnił?
— Ty.
— Czy spełniliście to, coście mi obiecali?
— Nie. Było to ponad nasze siły.
— W takim razie upadają wzajemne obietnice i jeniec należy tylko do tego, kto go obezwładnił. Niechaj zginie taką samą śmiercią, jaką dla mnie przeznaczył. Przywiążemy go do tego samego drzewa — niechaj ginie od krokodyli. Będzie znosił te same piekielne męki, których ja tak dotkliwie zaznałem!
Komanczowie wydawać zaczęli radosne okrzyki na znak zgody; oczy wszystkich zwróciły się ku Apaczowi; chcieli wyczytać z jego twarzy, jakie wrażenie wywarł na nim wyrok. Twarz ta była jak z kamienia; Niedźwiedzie Serce nie drgnął nawet powieką.
— Czy mamy dosyć lass?
— Nie zbraknie ich, a zresztą tutaj leżą jeszcze te same, na których wisiałeś.
— Dobrze! W takim razie zwiążmy go tak samo, jak mnie związał, — rzekł Alfonso.
Tak się stało.
Poczem Czarny Jeleń zapytał szyderczo:
— Czy wódz Apaczów ma jeszcze jakąś prośbę?
Niedźwiedzie Serce obrzucił wzrokiem wszystkich

110