Strona:Karol May - Szut.djvu/534

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.
—   504   —

nie dał mi ani razu powodu do niezadowolenia, kary, uderzenia. Rozumiał każde me słowo, każde skinienie i wykonywał je, rzec mogę, z radosnem posłuszeństwem. Stał się wprost częścią mnie samego, którą teraz oto utraciłem na zawsze. Czy dziwne to, że śmierć jego tak sobie wziąłem do serca, że płakałem, jak dziecko i że długo siedziałem przy nim, nie troszcząc się o to, co się dokoła mnie działo?
Tymczasem zjawili się ci Haddedihnowie, którzy uszli Bebbehom; brakowało dwunastu ludzi. Jak dowiedzieliśmy się później, sześciu zginęło, a reszta dostała się do niewoli. Bebbehowie ponieśli jednak straty o wiele większe.
Wreszcie nadjechał pościg, lecz zatrzymał się na skutek kilku strzałów Halefa, które i mnie z zadumy wyrwały. Wstałem, wziąłem od Halefa sztuciec i wyszedłem naprzeciw Kurdów. Choć przystąpiłem do nich może na sto kroków, nie odważyli się strzelać.
— Zsiądźcie z koni i zostańcie tam, gdzie jesteście! — zawołałem. — Pojmaliśmy Ahmed Azada i Nizar Hazeda i zabijemy ich natychmiast, jeśli nie zachowacie się spokojnie. Ułożymy się z nimi i puścimy ich wolno, skoro tylko okażą gotowość zawarcia z nami pokoju.
Nie troszcząc się o nich dalej, wróciłem do towarzyszy i powiedziałem do Halefa tak głośno, żeby obaj jeńcy słyszeli:
— Nie będę tracił wiele słów, bo Rih nie żyje. Za to musiałby dać życie ten, kto go zastrzelił. Pomów z obydwoma Kurdami. Żądam wypuszczenia Haddedihnów, wziętych do niewoli i wydania zabitych celem pochowania. Następnie domagam się, żeby Bebbehowie natychmiast opuścili te strony i zatrzymali się dopiero w odległości pół dnia drogi stąd. W końcu dadzą nam w zamian za Riha obydwa perskie konie. Zostawiam synom Ghazal Gaboyi kwandrans czasu do namysłu. Jeśli do tej chwili nie zgodzą się na moje warunki, powiesimy ich tu na tym dębie. Tym razem nie odstąpię od moich żądań, Halefie!