Strona:Karol May - Szut.djvu/479

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.
—   451   —

pod dowództwem szejka Gazal Gaboyi. Tu spędziliśmy jedną noc. Ożyły w nas wspomnienia wszystkiego, cośmy tutaj przebyli. Owe wypadki omówiliśmy aż do najdrobniejszych szczegółów.
Stosownie do programu znaleźliśmy się nazajutrz wieczorem koło owej małej chałupki, w której zastaliśmy byli niedźwiadkowatego węglarza Alla. Nikt w niej nie mieszkał, to też zapadła się na poły. Następnego południa stanęliśmy nad rzeką Berocieh, w której wodach kąpaliśmy się podówczas. W dzień potem przejechaliśmy przez wyżynę Banna i wiodący na południe wąwóz. W dwadzieścia i cztery godzin spuściliśmy się na wązką dolinkę z pasem łączki w środku, gdzie wtedy po raz drugi napadli na nas Bebbehowie, a następnie w krzywą boczną dolinę, w której mocowaliśmy się z bratem szejka Gazal Gaboyi. Wreszcie dostaliśmy się do obozowiska, gdzie podówczas zbuntowali się byli przeciwko mnie obaj Haddedihnowie. Tu zatrzymał się Amad el Ghandur i rzekł:
— Emirze, mój ojciec żyłby może do dzisiaj, gdybyśmy się byli tutaj nie sprzeciwili twej woli i nie puścili potem wolno szejka Gazal Gaboyi. Byliśmy wtenczas wielkimi głupcami.
Wolałem milczeć teraz, gdyż odpowiedź byłaby tylko całkiem zbytecznym wyrzutem.
Przybyliśmy także do domu Mahmuda Khanzur, szejka Kurdów Dżiaf i zajechaliśmy do niego. Ku naszej radości żył jeszcze Gibrail Mamrahsz ze swoją żoną. Poznali nas i na noc zaprosili. Spełniliśmy ich życzenie, gdyż mieliśmy czas i wiedzieliśmy, że nas chętnie przyjmują.
Dotychczas nic nadzyczajnego nam się nie wydarzyło. Ja prowadziłem z Halefem i jego synem pochód, aby badać okolice, a Haddedihnom wolno było dopiero z daleka posuwać się za nami. W ten sposób uniknęło się wszelkich niebezpiecznych spotkań, ale zarazem i takich, z których możnaby się było dowiedzieć czegoś o obecnym stanie rzeczy. To dało się powetować u Mamrahsza.