Strona:Karol May - Szut.djvu/335

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.
—   307   —

— Tak — odpowiedział. — Źle się stało, że nas razem zobaczył!
— A mnie to bardzo cieszy, gdyż to przyspieszy sprawę. Mój kary, kasztan i konie Aladżych nie pozostawią go w niepewności co do mojej osoby. Przekona się, że nietylko umknęliśmy sami, lecz także węglarza i Aladżych mieli w naszych rękach. On nie wątpi, że przybycie nasze jego dotyczy, a ponieważ byłby chyba ślepy, gdyby nie poznał Anglika, którego więził w szybie, przeto łatwo się domyśli, że idzie nam o niego w pierwszym rzędzie. Uważaj! Zaraz się taniec rozpocznie.
My obydwaj jechaliśmy przodem, Osko i Omar za nami, a Halef z lordem nieco w tyle, gdyż ten dragi zapuścił się z hadżim w rozmowę i zauważył grupę dopiero teraz. Zatrzymał konia i utkwił wzrok w Persie.
Mogliśmy dobrze widzieć, co się działo, gdyż zsiedliśmy tymczasem z koni przed drzwiami chanu. Ludzie stali od nas nie dalej jak o dwanaście kroków. Szut gryzł wargę, a z twarzy biła mu złość i lęk zarazem.
Wtem Lindsay ścisnął konia ostrogą, nadbiegł i przemknął na kasztanku tak blizko Szuta, że omal go nie przewrócił. Następnie zaczął przemowę, która zawierała wszystko, co nagromadził z angielskich przezwisk i tureckich obelg. Wypadały mu one z ust tak szybko, że poszczególnych wyrazów nie podobna było zrozumieć. Giestykulował przytem z konia rękami i nogami jak opętany przez złego ducha.
— Czego chce ten człowiek? — spytał ktoś z grupy.
— To stareszin — rzekł do mnie Kolami.
— Nie rozumiem go — odpowiedział Szut pytającemu. — Ale znam go i dziwię się, że go widzę tu znowu.
— Czy to nie Inglis, który mieszkał u ciebie z tłómaczem i służącymi?
— Tak. Nie zawiadomiłem cię jeszcze, że ukradł mi tego kasztanka i zniknął z nim razem. Bądź łaskaw go zaaresztować.
— Zaraz! Obmierzimy tym obcym giaurom kradzieże koni!