Strona:Karol May - Szut.djvu/134

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.
—   114   —

— Panie, jesteś w błędzie. Niedźwiedź nie należy do ciebie, lecz...
— Do mego hadżego Halefa Omara — przerwałem mu. — Jeśli to chciałeś powiedzieć, to masz słuszność. Ty nie możesz sobie żadnych praw rościć. Jeżeli powodowani szczególną dobrocią zostawimy ci kawałek mięsa, to podziękujesz nam za to. Wszak nawet za przynętę kazałeś sobie zapłacić.
— Jak? — spytał Halef. — Ja mam dostać niedźwiedzia, zihdi. On nie mój, lecz twój, ty bowiem położyłeś go trupem.
— Ja zadałem mu tylko śmiertelne pchnięcie nożem. Byłby zginął i bez tego, choć nie tak rychło. Popatrz! Tuż obok pchnięć jest dziura od twojej kuli. Przeszła mu koło serca i była stanowczo śmiertelna. Dlatego zwierzę jest twoją własnością.
— O effendi! Właściciel byłby już nie żył, gdybyś był nie nadszedł, by go ocalić! Robisz mi podarunek, którego przyjąć nie mogę.
— A zatem postąpimy wedle dawnych praw myśliwskich. Ty postrzeliłeś zwierzę, więc ty weźmiesz skórę. Ja potem zakłułem je, więc do mnie należy mięso. My zabierzemy szynki i łapy, a resztę Junak, żeby nam nie zarzucał, że nie uszanowaliśmy jego prawa własności.
— Panie, prawda to? Ja mam dostać skórę? To najlepsze z niedźwiedzia. W jakież zdumienie wpadnie Hanneh, najukochańsza z kobiet, gdy pokażę jej ten łup! A mój synek, nazwany według twego i mego imienia, Kara Ben Nemzi Halef, spać będzie na tem futrze i zostanie sławnym wojownikiem, ponieważ siła niedźwiedzia przejdzie na niego. Przyjmuję skórę. A kto ją ściągnie?
— Ja. Zmieszamy razem mózg, tłuszcz i popiół drzewny i natrzemy tem skórę, aby zmiękła i nie gniła. Twój koń będzie musiał dźwigać ciężar podwójny.
To rozstrzygnięcie zyskało ogólną pochwałę. Handlarz przyniósł stary drewniany ceber, w którym miało