Strona:Karol May - Szut.djvu/131

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.
—   111   —

— Opowiedz krótko, jak się wszystko odbyło!
— Popędziłem oczywiście do budy, bo poznałem po huku strzelbę Oski i domyśliłem się, że niedźwiedź chce się dostać do koni. Nie dobiegłem tam jeszcze, kiedy usłyszałem krzyk, ale nie troszczyłem się o to. Dobiegłszy do budy, zobaczyłem, że dwie deski wyrwane i dowiedziałem się od Oski i Omara, że niedźwiedź to zrobił. Ruszyłem więc dalej. Jakiś ciemny przedmiot leżał na ziemi, a nad nim stał jakiś większy. To zapewne był niedźwiedź. Stanąłem, wymierzyłem i strzeliłem. Niedźwiedź pobiegł ku drzwiom, a ja za nim. Dostawszy się do drzwi otwartych, spostrzegłem go w izbie. Obwąchiwał łoże Mibareka.
— Nic mu nie zrobił?
— Nie widziałem wcale starego. Zniknął. Zobaczyłem tylko niedźwiedzia, a on mnie. Odwrócił się ku mnie i powstał. Ze strachu zapomniałem w pierwszej chwili wystrzelić, ponieważ przeraził mnie jego ogrom tak, że ledwie odetchnąłem. Ktoś krzyknął do mnie, żebym wystrzelił. Nie wiedziałem, gdzie się ten ktoś znajdował i słyszałem go tylko, ale te słowa wróciły mi przytomność. W chwili właśnie, gdy niedźwiedź łapę ku mnie wyciągnął, posłałem mu kulę, lecz otrzymałem takie pchnięcie, że wyleciałem przez drzwi na ziemię. Kuli już w strzelbie zabrakło, a o nożu nie pomyślałem. Chciałem się bronić kolbą, gdy wtem ty nadszedłeś.
— Chyba w sam czas!
— Tak, gdyż jestem pewien, że kolba roztrzaskałaby mu się na czaszce. Wówczas byłby mnie rozdarł. O zihdi, ja ci życie zawdzięczam!
Ujął mnie za rękę i przycisnął do piersi.
— Daj pokój. Postąpiłbyś tak samo, gdybyśmy byli role zamienili.
— Tak, ale wątpię, czy udałoby mi się zabić nożem tego olbrzyma. Ty już przedtem zabijałeś niedźwiedzie, szare niedźwiedzie, daleko większe i niebezpieczniejsze od tego, a ja nie. Ten zwierz naprawdę większy od lwa.