Strona:Karol May - Szut.djvu/126

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.
—   106   —

ziemi. Rozgniewałem się istotnie bardzo i przycisnąłem go tak mocno, że zgiął mi się pod ręką, jak pajac z tektury.
— Jeśli jeszcze głos wydasz ze siebie, to dostaniesz pięścią, ty właścicielu mózgu baraniego! — zagroziłem mu. — Zostań tutaj na górze i nabij czemprędzej obie lufy. Zobaczę, czy łup da się jeszcze ocalić dla nas.
Z temi słowy, nie zważając na niezbyt pewną jeszcze nogę, zeskoczyłem z kamienia. Na dole przykucnąłem czemprędzej, rozluźniłem nóż i przyłożyłem strzelbę do ramienia. Jeżeli niedźwiedź był jeszcze tutaj, to musiał się zaraz do mnie zabrać. Z góry słychać było chrzęst nabijania, ale na dole panowała cisza. Nic nie było sły-