Strona:Karol May - Szut.djvu/121

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.
—   101   —

— Żałuję, zihdi, gdyż ja chciałem położyć go trupem. Jaka to dla mnie sława, gdy Hanneh, najwspanialsza z kobiet, dowie się, że ty zabiłeś niedźwiedzia? Chciałbym jej powiedzieć, że padł od mojej kuli.
— Może ci się to uda, bo należy się spodziewać, że jedna kula nie wystarczy. Jeżeli nie padnie niedźwiedź odrazu, przyjdzie tu pewnie, żeby nas zaatakować. Wówczas przypuścimy go całkiem blizko, a gdy się podniesie, aby się wspiąć na kamień, wtedy wpakujesz mu całkiem spokojnie kulę w paszczę lub oko.
— Mówisz tak tylko, by mnie pocieszyć, wiem jednak, że ty go pierwszym strzałem położysz. Kiedy to widziałem, żebyś chybił?
— No tak, nie chybię, ale wątpię, czy odrazu trafię w miejsce właściwe. Źle stąd mierzyć.
— Nie sądzę. Koń leży o piętnaście kroków przed nami!
— Mimoto nie zobaczymy dokładnie konturów niedźwiedzia, ponieważ patrzymy z góry na ciemny grunt. Gdybyśmy leżeli na dole, ciało jego odcinałoby się lepiej od ziemi. Jeślibym sam był, położyłbym się z pewnością na dole w trawie.
— Więc to przezemnie wylazłeś tutaj?
— Tak, dla twego bezpieczeństwa.
— Oho! Jeżeli o to chodzi, to gotów jestem wziąć niedźwiedzia za ogon i zmusić go do przechadzki tyłem.
— Ta śmiałość niepokoi mnie właśnie. Kto wie, czy niedźwiedź nie użyje przechadzki, ale z hadżim Halefem Omarem w pysku. A więc nie strzelaj przedemną! Teraz milczmy. Jeśli będziemy rozmawiać, nie zauważymy niedźwiedzia w odpowiedniej chwili.
— Zdaleka wogóle go nie spostrzeżesz — rzekł Halef. — Zwierzęta drapieżne zwykły cicho stąpać. Wątpię, czy niedźwiedź ma zwyczaj lwa, który w swej dumnej nieustraszoności zapowiada swoje zbliżanie się już zdaleka głośnym rykiem.
— Co do tego, to niedźwiedź nie odznacza się taką