Strona:Karol May - Syn niedźwiednika Cz.3.djvu/95

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

dą. Z prawej strony wznosiła się pionowa ściana skalna. Wyczerpywały się resztki sił. Zrozumiał, że jest zgubiony.
W owej chwili ujrzał wznoszące się naukos ku górze stopnie, dwa, trzy, cztery i więcej. Były to złomy, gdzie ongi Old Shatterhand szukał ratunku. Tędy i tylko tędy wódz Ogallalla mógł się salwować! Wytężył ostatnie siły i wspinał się na coraz wyższy stopień...
Tymczasem otwory wulkaniczne przestały działać, niemniej raptownie, niż zaczęły. Powietrze się wyklarowało.
Rozległ się okrzyk przerażenia. To murzyn krzyknął:
— Massa Marcin! Mój dobry kochany massa Marcin! Wódz go chcieć zabić, lecz masser Bob ratować! Oho!
Wskazał na krawędź skalną i pobiegł ku niej. Zapaśnicy walczyli na śmierć i życie. Wódz uchwycił Marcina potężnemi rękami i usiłował strącić w przepaść. Aliści był wyczerpany i prawie ogłuszony. Zręczny, odważny chłopiec wywijał mu się z rąk. W pewnej chwili Marcin, wyrwawszy z rąk Mokasyna, cofnął się jak najdalej i z rozbiegu wpadł całą siłą na wodza. Ogallalla stracił równowagę, machnął w powietrzu rękoma, stracił grunt pod nogami i runął ze skały z okrzykiem przerażenia. Wpadł do ziejącego na dole otworu, którego straszliwa paszcza natychmiast go wchłonęła.

95