Strona:Karol May - Syn niedźwiednika Cz.3.djvu/15

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

rano o dużą odległość od jeziora Yellowstone, następnie zaś puścili konie w cwał.
Widok rzeki i brzegów był dziwny i wspaniały. Dolina rzeki, z początku dosyć szeroka, przedstawiała po obu stronach bogatą rozmaitość. Miejscami skały wznosiły się stopniowo wgórę, miejscami opadały bardzo stromo. A wszędzie działały podziemne moce.
Przed Bóg wie jak wielu pokoleniami miejscowość ta była morzem o powierzchni wielu tysięcy mil kwadratowych. Następnie zaczęły działać pod wodami siły wulkaniczne. Grunt się podniósł, pękał miejscami. Ze szczelin tryskała rozżarzona lawa, ścinając chłodne wody w bazalt. Utworzyły się ogromne kratery, wyrzucające z łona ziemi różne gorące głazy, które wraz z najróżniejszemi minerałami ukształtowały grunt, pełen niezliczonych gorących źródeł mineralnych. Potem ogromne skupienie podziemnych gazów podniosło wgórę całe dno jeziora tak, że woda musiała odpłynąć i poprzebijała sobie głębokie koryta. Zwykła ziemia i miękkie kamienie zostały zmyte. Zimno i upał, burze i ulewy dokonały dzieła zniszczenia wszystkiego, co nie umiało stawić skutecznego oporu. Wytrzymały jedynie twarde, skrzepłe kolumny lawy.
W ten sposób woda wydrążyła sobie głębokie na tysiąc stóp łożyska, wyżarła wszystko, co było słabe, coraz głębiej podmywała skały i utwo-

15