Przejdź do zawartości

Strona:Karol May - Syn niedźwiednika Cz.2.djvu/72

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

zapewnień poetów tkwią wszystkie szlachetne uczucia, mianowicie wprost w serce. Grizzly drgnął, podniósł się znowu, oznajmił ostatnią wolę drgawkami przednich łap i zwalił jak kłoda — martwy. Z powodu swej lekkomyślności i łakomstwa, przestał istnieć jako istota żyjąca.
Hm, hm, — rzekł Old Shatterhand. — Grizzly nie potrafi łazić po drzewach. Jakiej barwy był pański niedźwiedź?
— Miał czarną sierść.
— A ogon?
— Żółty.
— Był to więc szop, którego nie powinien pan był się lękać.
Oho! Znać było po nim, że lubi ludzkie mięso.
— Nie sądź tak! Szop chętniej karmi sięj owocami, niż mięsem. Podejmuję się uporać z takiem poczciwem zwierzęciem zgoła bez żadne broni. Parę silnych ciosów — a zwierzę da drapaka.
— Tak, to pan. Jak pańskie imię głosi, uderzeniem pięści zabija master człowieka. Ja natomiast jestem o wiele delikatniej zbudowany i bez broni nie odważyłbym się — — — stój! Co tam ucieka?
Jak już zaznaczyliśmy, Frank w toku opowiadania podniósł się, teraz zaś stanął na jednym z leżących za nim głazów i wypłoszył

68