Strona:Karol May - Syn niedźwiednika Cz.2.djvu/65

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

czyń, wkopanych w ziemię. Była wiosna, najlepszy czas do zbierania cukru klonowego. Wpobliżu strażnicy stały długie, obszerne, ale nader płytkie drewniane kadzie, pełne soku. Zaznaczam to ze względu na rolę, jaką błogosławiony sok odgrywa w mojem opowiadaniu.
— Ta osada na pewno nie była własnością Jankesa — rzekł Old Shatterhand. — Yankee udałby się na poszukiwanie złota, miast jako squatter siedzieć na gospodarstwie.
— Słusznie. Właściciel farmy pochodził z Norwegji. Przyjął mnie bardzo gościnnie. Mieszkał z rodziną, a więc z żoną, dwoma synami i córką. Proszono mnie, abym został jak najdłużej. Chętnie przystałem na to i starałem się pomagać w gospodarstwie. Rozmaite przysługi oraz moja przyrodzona duchowa przewaga zyskały mi zaufanie do tego stopnia, że zostawili mnie samego na farmie. Chodzi o to, że u jednego z sąsiadów miał się odbyć tak zwany house-raising-frolic, i cała rodzina chciała wziąć w niem udział. Moja obecność bardzo ich cieszyła, gdyż mogłem zostać w domu jako house-holder i dbać o statystyczne bezpieczeństwo farmy. A więc wszyscy sojechali, i ja zostałem sam jeden. Sąsiadem nazywają tam każdego, kto mieszka w odległości półdziennej jazdy konnej. Tak właśnie odległa była farma owego sąsiada, wobec czego nie należa-

61