Strona:Karol May - Syn niedźwiednika Cz.2.djvu/63

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

się wielki wojownik, to już wiedzą o tem Dakota, z Coteau du Missouri. —
Jak się czytelnicy spodziewają, rozprawiano o dzisiejszym czynie Marcina Baumanna. Hobble-Frank powiedział:
— To prawda, dobrze się wywiązał z zadania, ale nie jestto jedyny człowiek, który mógłby się chlubić taką przygodą. Mój niedźwiedź też nie, był tekturowy.
— Co? — zapytał Jemmy. — Pan także miał przygodę z niedźwiedziem?
— I jeszcze jaką! Ja z nim, a on ze mną.
— Musi pan opowiedzieć!
— Czemu nie? — I, odkaszlnąwszy, zaczął: — Nie byłem wówczas jeszcze od wieczności w Stanach Zjednoczonych, to znaczy, że nie znałem się jeszcze na tutejszych stosunkach. Nie chcę bynajmniej powiedzieć, abym nie był wykształcony. Naodwrót, przywiozłem wielki zapas cielesnych i duchowych zalet. Wszelako wszystkiego trzeba się uczyć. Czego się nie widziało, ani uprawiało, tego nie można znać. Bankier, naprzykład, jakkolwiek będzie mądry, nie potrafi tak grać na kobzie, jak ja i pan; uczony zaś profesor eksperymentalnej astronomji nie potrafi odrazu, i ot tak, bez wskazówek, zostać kucharzem. Przytaczam ten przykład dla własnego usprawiedliwienia i obrony. — Otóż, moja przygoda rozegrała się wpobliżu Arkanzasu w Colorado. Poprzednio włó-

59