Strona:Karol May - Syn niedźwiednika Cz.2.djvu/29

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

trawy. Ponieważ nie zdołał mocno usiedzieć na koniu, przeto w różnych odstępach czasu siadał na ziemi. Nawet zazwyczaj poważni Szoszoni nie mogli się powstrzymać od śmiechu. Jeden z nich, władający jako tako angielskim, nazwał murzyna Sliding­‑Bob, to znaczy ślizgający się Bob. Przydomek ten zyskał sobie odrazu powszechne uznanie. —
Zachodni widnokrąg dotychczas stanowił równą linję. Teraz miejscami się wznosił. Zaczynały się góry. Zarysowały się nie mglisto, błękitnawo, lecz wyraźnie i ostro, mimo wielkiej odległości, która dzieliła od nich jeźdźców.
W tamtych bowiem stronach powietrze jest tak ostre, że miejsca bardzo odległe wydają się nader bliskiemi. Poza tem powietrze jest nasycone elektrycznością do takiego stopnia, że kiedy przypadkowo zetkną się ręce lub łokcie dwóch ludzi, nierzadko powstają iskierki. Napięcie elektryczne wyładowuje się bez przerwy. Niema chmur, a jednak błyska stale na całem niebie. Czasem zdaje się, że płomień ogarnął niebiosa. Wszelako nie zawadza to ludziom, ani koniom. Wieczorem zaś ta nieustanna iluminacja stanowi widok, którego nie można opisać. Nawet najbardziej przyzwyczajony do owych zjawisk westman za każdym razem bywa głęboko przejęty podziwem — czuje się drobnym, bezwładnym pyłkiem wobec majestatu tajemniczych sił.

25